Niedługo najpewniej kolejny lockdown, więc zanim nas pomykają (w domach) chciałem jakoś miło zamknąć sezon, tym bardziej, że prognoza zapowiadała bezchmurne niebo nad całymi Beskidami. Każdy kierunek wydawał się dobry w tych okolicznościach, a wybór padł na Beskid Żywiecki, konkretniej na Małą Babią ze względu na widoki, na fakt, że dzieci nie chciały jechać, więc można było wybrać się na trasę nieco dłuższą, niż z nimi, wreszcie dlatego, że na niej nigdy nie byłem.




Trasa najkrótsza mnie nie interesowała, dlatego postanowiłem, że punktem startowym będzie Zawoja Markowa, ale nie pójdę prosto zielonym na Markowe Szczawiny, a będę nim wracał. Na Małą Babią poszedłem naokoło – najpierw niebieskim szlakiem do Czatoży, skąd najpierw żółtym, a następnie czarnym szlakiem na Jałowcową Przełęcz. i Jałowcowy Garb (1 017 m) oraz Żywieckie Rozstaje. Dalej moja trasa łączyła się na krótkim odcinku z Głównym Szlakiem Beskidzkim, ale ten na Żywieckich Rozstajach trawersuje w stronę Markowych Szczawin, podczas gdy niebiesko-zielonym odcinkiem podchodzę już na szczyt.






Po niecałych 3 godzinach od wyjścia z Markowej zdobyłem swój cel, tzn. Cyl. Mała Babia z miejsca dołączyła do moich ulubionych miejsc w górach. Za sobą (od zachodu) miałem panoramę Beskidu Śląskiego z Pasmem Baraniej Góry na czele, nieco bardziej na południe Beskid Żywiecki z grupą Romanki i masywem Pilska. Nieco bardziej na północ od Skrzycznego z kolei widać Kotlinę Żywiecką, a nad nią Pasmo Magurki Wilkowickiej Beskidzie Małym. Ja zrobiłem sobie piknik kawowo-czekoladowy z widokiem na Orawę po stronie słowackiej i panoramę Tatr w oddali.




A tymczasem Królowa Beskidów wołała “chodź tu do mnie!” Zanim zszedłem do Przełęczy Brona już wiedziałem, że jej nie odmówię. Przy tej pogodzie i widoczności, grzechem było nie skorzystać z zaproszenia. Wychodziło mi, że jeśli nie zasiedzę się za bardzo, zdążę przed zmierzchem nie tylko do schroniska na Markowych Szczawinach, ale i na parking w Markowej. Miałem zresztą czołówkę na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Zdecydowana większość turystów już schodziła w stronę przełęczy i schroniska, ale było jeszcze sporo czasu.












Jak na możliwości Babiej, na szczycie było tego dnia praktycznie bezwietrznie, ciepło i przyjemnie. Na górze byli jeszcze oczywiście turyści, ale nie było już tłoczno. Można było tylko przycupnąć i napawać się widokami, którymi raczyła Królowa Beskidów w tę piękną listopadową niedzielę.







Ostatnie spojrzenia na otaczające widoki, cienie coraz dłuższe… Trudno trzeba spadać. Zejścia na Przełęcz Brona i na Markowe Szczawiny nie ma co opisywać. Jeżeli przed nami lockdown, to dzisiejsza trasa to był idealny wybór na zamknięcie sezonu. Królowa Beskidów, Babia Góra, a właściwie Babie Góry, była bardzo gościnna.




Schronisko na Markowych Szczawinach odwiedziłem na krótką chwilę, kawa, batonik, pieczątka i idziemy dalej. Kasa biletowa BgPN już była zamknięta, parking opustoszały.


Brak komentarzy