Siłownie zostały zamknięte tydzień temu, więc szlaki zapełniły się ludźmi spragnionymi ruchu. Dorzućmy do tego tych mniej ruchliwych, którzy wjechali kolejką i w Schronisku Skrzyczne można sobie postać w kolejce jakieś 40 minut (tak szacuję, bo mi się stać nie chciało, a i nie miałem za czym). Ale po kolei.

Szczyrk witał tego dnia turystów piękną aurą i choć miejsce parkingowe można było znaleźć bez problemu, a okres jest taki niby poza sezonem (lato już zleciało, a sezon narciarski jeszcze się nie rozpoczął) na szlaku było dosyć tłoczno, szczególnie w górnej części.



Cóż, piękna pogoda przyciągnęła osoby spragnione widoków, obcowania z naturą, czy po prost wyjścia z domu, a kolejka linowa powoduje, że można to wszystko mieć bez wysiłku (nie licząc niewielkiego finansowego), więc taki szczyt jak Skrzyczne może liczyć na dodatkową frekwencję. Rzeczywiście sam szlak nie był aż tak zatłoczony (może miejscami, tam, gdzie jest wąsko, a ludzie wybrali się z dziećmi), jak tłum, który można było spotkać na górze.



Spragniony jednak ruchu po zamknięciu siłowni rozpocząłem swój trening cardio – intensywny marsz z kijami, podczas którego w drodze na szczyt wyprzedzić mnie mogli tylko biegacze (aczkolwiek w tę stronę żadnego nie spotkałem).

















Szczyt zazwyczaj nastraja do dłuższego pozostania i kontemplowania widoków, jednak widok kilkudziesięcioosobowej kolejki do baru mnie osobiście nastroił do odwrotu. Cóż, trzeba się przecież napić po ciężkiej przeprawie kolejką linową z przesiadką.





Szczyt zaliczony w dobrym tempie, pora na spokojne zejście podziwianie widoków jakie oferuje Beskid Śląski o tak niedocenianej porze roku, jaką jest jesień. Szlak w drodze powrotnej pustawy, być może kolejka linowa posłużyła jeszcze większej liczbie osób do powrotu.












Dobre tempo pozwoliło opuścić Szczyrk o porze, która pozwala płynnie wyjechać bez denerwowania się na korki.
Brak komentarzy